Okołoksiążkowo

Harry Potter i… zoofilia, apparently…? 0_O – okołoksiążkowo

Jestem w trakcie czytania 7 części Harry’ego Pottera i… coś mi się rzuciło w oczy, chyba po raz pierwszy w moim życiu.

Mianowicie, brat Dumbledore’a jest, najwyraźniej, zoofilem? I nie dość, że to dosyć icky topic sam w sobie, to jeszcze wychodzi na to, że J.K. Rowling zrobiła z tego… rodzaj dowcipu…? 0_O

Znaczy, więc tak: młodszy brat Albusa Dumbledore’a, Abertfort, miał kiedyś postępowanie przed Ministerstwem Magii, bo rzucał na kozy, tu pójdzie cytat, „inappropriate charms”. Z tego wynikają pewne rzeczy, wierzę:

  1. Można rzucać na kozę jakieś zaklęcia (nie wiem, by jej sierść wymyć albo rogi przyciąć?) i one nie są „inapropriate”, natomiast to, co Abertfort zrobił, już jest.
  2. Samo słowo przywodzi ma na myśl wyrażenie po angielsku, inappropriate sexual conduct. Wierzę, że w tym właśnie znaczeniu Rowling użyła tego wyrażenia, a nie np.: by określić, że Abertfort pomalował kozie rogi na jaskrawą czerwień, oh ah, so inappropriate…

Ciekawe jest także to, że patronusem Aberforta, zwierzęciem, które go symbolizuje i z którym ma niejako… duchową więź (patrz: patronusy Harry’ego i Snape’a) jest… no cóż, koza. To kolejny już argument za tym, że Abertfort jest zoofilem.

I… no właśnie, nie wiem do końca co powiedzieć. Harry Potter to, nominalnie, książka dla dzieci, i zrobienie w niej takiego dirty (w więcej niż jednym znaczeniu tego słowa) joke wydaje mi się być, hm… nie do końca właściwe?

W sumie, to ciekawi mnie, czy „Jo” heheszkowałaby z pedofilii? Nie, przypuszczam? Ale nagle seksualne wykorzystywanie kóz – pewnie przez całe życie Abertforta, a czarodzieje potrafili sobie pożyć… – jest jakimś świetnym dowcipem i co to nie ona? Ym…?

Znaczy, powiem tak – przemoc seksualna nie jest zabawna. Wykorzystywanie zwierzątek nie jest zabawne. To, że Abertfort, jeśli byłby zoofilem, byłby głęboko zaburzony, też nie jest śmieszne. Ja wiem, że Rowling lubiła poopowiadać sobie dowcipy, i rozumiem zamiar, ale uważam też, że pewne rzeczy nigdy nie są zabawne i pewnych dowcipów się nie opowiada. Zwłaszcza, jeśli dzieci to czytają (inna sprawa, że statystyczne dziecko nie ma szans, by postrzegać ów wątek z kozami tak, jak ja to robię w tym momencie…).

Najlepsze (najgorsze?) jest w sumie to, że Abertfort występuje w książce jako pozytywna postać, pomaga on Harry’emu i spółce i wykazuje się odwagą oraz stara się im udzielić dobrych porad. Brakuje tutaj refleksji, że krzywdzi zwierzątka, że jest seksualnie niedojrzały, że to, co robi, jest wysoce niewłaściwe – że on sam jako istota ludzka jest głęboko skrzywiony. Nic, zero. Opowiadamy dowcip i na tym koniec, co nie?

[To w sumie przypomina mi postać pedofila z Trafnego Wyboru. Wtedy myślałem, że to dosyć oryginale podejście do tej postaci (była mimo wszystko pozytywna, przynajmniej jak na taką książkę, jakim Wybór był) i uznałem to za ciekawe i świeże spojrzenie. Teraz – zwłaszcza w obliczu transfobii Rowling – zastanawiam się, czy tej kobiecie aby nie brakuje piątej klepki. Znaczy, pedofil to jakiś wręcz heros, z seksualnego wykorzystywania kóz robimy dowcip, ale transpłciowe osoby, zwłaszcza kobiety, to nagle nam przeszkadzają, tak…? :/ Um… gdzie tu jakikolwiek sens? :/ Mogę spytać…?]

Oczywiście, zoofilia Abertforta jest „tylko” zasugerowana, ale moim zdaniem to bardzo mocna sugestia – i nie widzę innej interpretacji tych faktów. I robienie sobie heheszków z zaburzeń seksualnych… no cóż, ani to mądre, ani potrzebne, ani w sumie śmieszne, jakby się zastanowić.

Takie myśli w związku z obecną lekturą mnie naszły i chciałem się nimi podzielić na tym blogu.

Dodaj komentarz