Okołoksiążkowo

Jeszcze w temacie zoofilii w HP – okołoksiążkowo

[Dzisiejszy wpis jest po części podyktowany moją bezsennością. Mimo wzięcia 200 mg Ketrelu – to lek antypsychotropowy – nie byłem w stanie zmrużyć dzisiaj oka. Gdy to pisze, jest 6:15 rano… eh, szczęście schizofrenika? :/ Ale przynajmniej mam czas, by napisać coś, co chciałem już od dłuższego momentu…?]

Widzę, że mój poprzedni wpis o zoofilii w Harrym Potterze nie spotkał się z tak uniwersalnym zrozumieniem, jak liczyłem, że się spotka. I choć wydawało mi się, że poprzednia notka blogowa w pełni wyczerpuje temat, to najwyraźniej byłem w błędzie, skoro aż 3 osoby mi piszą, że nie rozumieją.

Pozwólcie, że wyjaśnię.

Najpierw chciałbym zacytować uwagę redakcyjnego kolegi, Adama:

Rozwiń ten fragment – skoro patronusem postaci jest koza, to postać jest zoofilem? Jakoś nie łapię…

A facet mógł mieć sprawę raczej o dręczenie zwierząt, a niekoniecznie o zoofilię. Co akurat w książce dla dzieci / młodzieży jest jak najbardziej pozytywne – pokazuje, że zwierzęta też należy szanować i odpowiednio traktować, a jeśli ktoś będzie robić im krzywdę, to musi liczyć się z konsekwencjami dyscyplinarnymi / karnymi / etc. 

Więc tak, Adamie: tak, patronus-koza jest potężnym dowodem na zoofilię. Nie sam w sobie, rzecz jasna – w końcu każdy patronus był jakimś zwierzęciem – ale w tym konkretnym kontekście to potężny indykator. Zanim to jednak wyjaśnię w szczegółach, trochę jeszcze o tym całym goat-charming.

Tak naprawdę istnieją tylko trzy możliwości, jak owe goat-charming wyglądało. Nazwijmy to, „szerokie możliwości logiczne”. Przy bliższym spojrzeniu jednak pozostaje nam tylko jedna opcja.

Więc tak, owe szerokie możliwości logiczne to:

  1. Abertfort rzucał bardzo okrutne zaklęcia na kozy (Cruciatus i Avada Kavadra) i stąd reakcja Ministerstwa.
  2. Wręcz przeciwnie, zaklęcia były nieszkodliwe i ledwie dziwaczne, np.: kozy o oczojebnych kolorach sierści, z długim futrem, beczące w rytm hymnu narodowego.
  3. Cała rzecz ma wyraźny podtekst seksualny.

Wierzę, że nie ma innej możliwości? I że ta lista jest wyczerpująca?

[Znaczy, nie wiem, może pominąłem w moich rozważaniach opcję numer 4, ale naprawdę, nic więcej tutaj nie widzę…?]

Teraz przeanalizujmy na spokojnie owe szerokie możliwości logicznie w świecie pewnych faktów.

(1) Abertfort mógł, oczywiście, rzucać czarną magię na kozy. I tak, to by była podstawa do jakiejś akcji Ministerstwa Magii przeciwko niemu. Tylko… czy wtedy Dumbledore, brzydzący się czarna magią, w ogóle by się do niego odezwał? Czy uczyniłby go członkiem pierwszego Zakonu Feniksa? W końcu, czy brat Albusa byłby wtedy w książkach dobrą postacią, a jego patronusem byłaby koza (to bardzo ważny argument, który teraz rozwinę!)? To wszystko jest bardzo wątpliwe, a wręcz jawnie nielogiczne.

Musimy przy tym pamiętać, że w Harrym Potterze jest wyraźna linia podziału moralnego. Mamy rasistów/nazistów spod znaku Śmierciożerców, rzucających mroczne zaklęcia na swoich przeciwników, i mamy szlachetnych obrońców Mugolaków / fantastyczną wersję Ruchu Białej Róży, którzy to ludzie bronią się przed czarną magią, ale jej nie używają. Ta wyraźna linia podziału dobro/zło; nazizm/antynazizm; czarna magia/biała magia nigdy nie została przekroczona – nawet jeśli znajdziemy tutaj nieco zniuansowane postaci pokroju Draco Malfoya czy Severusa Snape’a.

(2) Dobrze, wiemy więc już, że Abertfort nie mógł rzucać mrocznej magii na kozy. Może więc nieszkodliwe zaklęcia ekscentrycznego staruszka, wszak jego brat to Dumbledore? To… byłoby możliwe i by pasowało bardzo mocno do serii, jaką jest Harry Potter. Jestem w stanie wyobrazić sobie tam postać, która prowadzi dziwne, „poważne” badania naukowe nad magią kóz (coś jak Lovegoodowie?) i z której cały świat magiczny ma ubaw po pachy, a ta postać sama może nie jest tego świadoma. Ale… jednak ta konkretna postać miała nieco odmienną rolę w książce i psychologię, a co ważniejsze, takie działania, choć mogłyby z niej uczynić odludka, w żaden sposób nie sprawiłyby, że Ministerstwo Magii by zainterweniowało. W końcu Lovegodowie nigdy nie mieli żadnej rozprawy przed sądem czarodziejów, prawda?

Teraz więc, skoro na zasadzie eliminacji odrzuciliśmy wszystkie potencjalne możliwości, zostaje nam tylko wersja z goat-charming jako analogią relacji seksualnych ze zwierzęciem. I… w tym momencie pojawia się ten patronus Abertforta, który jest, uważam, ważnym argumentem w dyskusji.

Dla przypomnienia – patronusy to czyste szczęście danej osoby w zwierzęcej, symbolicznej formie. I najczęściej uszczęśliwiają nas osoby, które kochamy. Na kartach książki pojawiło się wiele patronusów, które symbolizowały relację miłosną między ludźmi (acz nie zawsze była to miłość romantyczna). Harry bardzo tęsknił za rodziną, której nigdy nie poznał, więc jego patronus symbolizował jego ojca. Snape kochał zawsze Lily Evans, więc jego patronus przyjmował odpowiednią formę. Na kartach książki patronus Tonks zmienił się w wilka, gdyż ta zaczęła się kochać w Lupinie. I choć patronusa mieli także ludzie, którzy nigdy się nie zakochali, to relacja miłość → forma patronusa jest wyraźna w książkach i pojawia się wielokrotnie.

I teraz, zwierzęciem, które symbolizowało największą radość, a i zapewne miłość Abertforta, była koza. To samo zwierze, na które rzucał uroki i za które to uroki (określone w angielskiej wersji rozkosznie dwuznacznym słowem inappropriate) miał postępowanie przed Ministerstwem Magii.

Musicie przyznać, że wszystkie klocki wpasowują się na swoje miejsce, prawda?

Jeszcze jedno – Rowling kiedyś uczestniczyła w Q&A czy innym wywiadzie. I jeden z czytelników zapytał ją o relację tej postaci z kozami. Jej pierwszą reakcją było „ile masz lat?” (!). Gdy się dowiedziała, że ledwie 8, udzieliła jakiejś wymijającej odpowiedzi. Nie wydaje mi się, by to, co teraz napisze, było jakąś nadinterpretacją – Rowling chciała napisać coś zgoła odmiennego, ale nie wypadało jej w rozmowie z dzieckiem. Dosłownie, nie widzę sensu pytania o wiek, jeśli właściwa odpowiedź mogłaby nie być age-inappropriate. Jeśli ta wymijająca odpowiedź „a, bo on taki dziwny był” miałaby być tą jedyną i obiektywną, to po co najpierw pytać o wiek rozmówcy? Hm?

Tak więc wygląda mój ciąg logiczny, na bazie którego dowodzę, że Abertforth to zoofil. Dziwnie się czuję, pisząc tak o serii książek dla dzieci, ale dosłownie nie widzę żadnej innej możliwości.

A co do tekstu – z planowanych „paru akapitów” zaczynam już 3-cią stronę. To tak słowem wyjaśnienie, czemu nic wcześniej się tutaj na blogu w temacie nie pojawiło.

Dodaj komentarz