Recenzje

[4] “Światło się mroczy” George R. R. Martin – recenzja

Twórczość George’a R. R. Martina znałem dotychczas tylko z Pieśni lodu i ognia. Wiedziałem na bazie tego dzieła, że pisze on dobrze i ciekawie, ale zdaję sobie sprawę, że poznanie tylko jednego z jego cykli, nawet jeśli składa się on z wielu książek, sprawia, że moja perspektywa na tego artystę jest… niepełna i fragmentaryczna. Braki w szerszym spojrzeniu na Martina postanowiłem nadrobić, czytając Światło się mroczy.

Dirk t’Larien, główny bohater powieści, złożył swojej byłej dziewczynie, Gwen, obietnicę – jeśli otrzyma od niej szeptoklejnot, w którym esper zawarł wspomnienia ich miłości, przybędzie do niej, gdziekolwiek by nie była. Po latach od złożenia tej przysięgi otrzymuje od niej ów szeptoklejnot. Nie myśląc wiele, pakuje się i wskakuje w statek kosmiczny, mający za kilka miesięcy przetransportować go do ginącego świata zwanego Worlorn, na którym przebywa jego niegdysiejsza ukochana.

Na miejscu okazuje się, że nic nie jest tak proste, jak chciałby wierzyć. Gwen nosi teraz na swojej ręce srebro i nefryt, bransoletę będącą symbolem jej związku z Jaanem Vikarym, oryginalnie z planety zwanej Dumnym Kavalanem. Sam Jaan poza swoją srebrną bransoletą nosi drugą, z czarnego żelaza i czerwonego świecika, drugą taką samą zaś nosi Garse Janacek.

Nasz protagonista bardzo szybko orientuje się, że kultura Dumnego Kavalana jest odmienna od tej, w której sam zawsze się wychowywał. Jego oczami obserwujemy, jak Kavalanie działają, jakimi zasadami się kierują. To za jego pośrednictwem uczymy się o tej obcej kulturze, próbujemy zrozumieć ją i prawa nią rządzące, a także wydarzenia historyczne, które ją ukształtowały.

A jest co odkrywać. Choć Kavalanie posiadają technologię, choćby taką jak pistolety laserowe i statki kosmiczne, to zasady ich kultury są nienowoczesne i brutalne. Praktykują pojedynki, swoje kobiety – zwane eyn-kethi – traktują jak samice rozpłodowe, zamknięte w najniższych poziomach jaskiń, które zamieszkują i które nie mają innego celu poza rodzeniem dzieci i zadowalaniem seksualnym mężczyzn, mają także tradycję polowania na tzw. niby-ludzi, którym obcinają głowy i skórują. Dla przedstawicieli tej nacji nie ma czegoś takiego jak żona – Gwen jest dla Jaana betheyn – zaś Janacek to dla niego teyn. Jeśli Dirk ma się odnaleźć w nowych relacjach społecznych panujących między Kavalanami, to musi poznać znaczenie tych terminów i to, co je różni od więzi międzyludzkich z jego świata.

Czytając Światło się mroczy, wyłapałem parę motywów przewodnich, które bardzo mi się spodobały. Z pewnością najważniejszy z nich to to, jak nasza natywna kultura wpływa na nas, nasze postrzeganie rzeczywistości, to, jak się odnosimy do innych ludzi – słowem, na wszystko, co czynimy i myślimy. Częstokroć, nawet mając dostęp do nauki i badań, które przeczą temu, co myśleli nasi przodkowie, dalej wolimy pójść ich ścieżką i zignorować dorobek różnorodnych badaczy. Niestety, takie przymykanie oczu może mieć tragiczne konsekwencje.

Kolejnym wątkiem jest trudność w komunikacji ludzi z dwóch różnych kultur, którzy pochodzą z różnych krajów i mają odmienne doświadczenia życiowe. Nawet, jeśli mówią oni jednym językiem i starają się bardzo zrozumieć siebie nawzajem i dojść do jakiegoś konsensusu, często staje się to niemożliwe. Światło… analizuje możliwości i limity takiej wymiany informacji.

Innym motywem jest starcie tradycji – w formie społeczeństwa Dumnego Kavalanu – z nowoczesnością, tutaj reprezentowaną przez Avalon, planetę, z której pochodzą Gwen i Dirk i która jest międzyświatowym ośrodkiem nauki i handlu. Odniosłem wrażenie, że autor przemawia po stronie nowoczesności i krytykuje tradycję, zwłaszcza, jeśli usprawiedliwieniem dla niej ma być „tak, bo tak”. Wydaje mi się, że Martin jest świadom nie tylko tego, iż taka argumentacja bywa częstokroć nielogiczna, ale także przede wszystkim cierpień, które może ona spowodować.

Ostatnim wątkiem jest język – to, że mamy moc nad tym, co i jak nazywamy przy jego pomocy. Na tym, że można przy jego wykorzystaniu stworzyć fałsz i nadać mu pozory prawdy, na to, że język daje nam kontrolę nad rzeczywistością. A także władczość nad innym człowiekiem, którego nazwiemy i fakt, że możemy ową władzę wykorzystać w sposób, który go zrani – nawet, jeśli nie jest i nigdy nie było to naszą intencją.

Suma summarum, uważam, że Światło się mroczy to naprawdę mądra książka. Już jeden z tych motywów sprawiłby, że byłaby warta przeczytania nie tylko jako źródło rozrywki, ale także coś, co stymuluje do myślenia i rozważań. To, że udało się w niej zmieścić tyle wątków przewodnich sprawia, że jest naprawdę wspaniała i znacząco podwyższa jej wartość w moich oczach.

Oczywiście, Światło… to nie tylko mądre słowa. To także akcja, pojedynki, ucieczki, intryga, niepewność, czy bohaterowie przeżyją, czy też raczej zginą. Wszystko to na Worlornie, planecie, która ucieka z galaktyki i staje się coraz ciemniejsza oraz zimniejsza pod rudawym światłem czerwonego olbrzyma. Zimno i nieodwracalna śmierć tworzą tło dla wydarzeń, podczas których Dirk i jego towarzysze za wszelką cenę będą chcieli przetrwać.

Światło się mroczy to książka bardzo odmienna od Pieśni lodu i ognia Przede wszystkim, Pieśń… jest książką fantasy, w czasie gdy Światło… to science fiction. Kolejną różnicą jest to, że w recenzowanej książce istnieje tylko jedna perspektywa, z której jest prowadzona narracja – nie ma tu sytuacji jak z Gry o tron, gdy każdy rozdział skupia się na innej osobie i omawia życie jej oczami. Na Worlornie nie zostało również wielu ludzi i siłą rzeczy wydarzenia i czyny bohaterów powieści nie mają konsekwencji dotyczących tak dużych grup ludności, jak to miało miejsce w Grze o tron. W obydwu dziełach ukazano jednak świat, który jest brutalny, pełen ludzi o wątpliwych zasadach moralnych, a starcie między nimi a postaciami pozytywnymi wcale nie musi zakończyć się zwycięstwem tych dobrych, a już na pewno nie bez gigantycznego wysiłku z ich strony.

Podsumowując, jaką książką jest Światło się mroczy Martina? Bardzo dobrą, trzymającą w napięciu, mądrą, a jednocześnie nie przemądrzałą. Polecam ją każdemu fanowi science fiction, a także tym, którzy lubią się trochę zastanowić w trakcie lektury. Umierająca planeta Worlornu ma nie jedno do odkrycia przed czytelnikiem – zachęcam wszystkich, by zapoznali się z jej tajemnicami, gdy ta dryfuje przez kosmos, uciekając z naszej galaktyki.

Ocena: Wow! 5/5
Ocena: Wow! 5/5

DANE O KSIĄŻCE:

Tytuł: Światło się mroczy

Tytuł oryginału: Dying of the Light

Autor: George R. R. Martin

Stron: 396

Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Rok: 2019

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Dodaj komentarz